.
Dodane przez Marek-ZZPRC dnia 01.04.2016 09:21:21
"Ja ją gdzieś widziałem" czyli skąd my to znamy


żródło: onet.pl

Treść rozszerzona

Żółty odcień związków zawodowych

 

Maciej Stańczyk Dziennikarz Onetu

Może skupiać tylko dziesięć osób – dyrektorów, menedżerów, asystentów. Wystarczy, że będą zaufanymi ludźmi prezesa i poprą każdy pomysł zarządu, a ten będzie miał już otwartą furtkę do przeprowadzenia zmian, na których może stracić zdecydowana większość pracowników. Czym są tzw. żółte związki zawodowe?

Wyobraźmy sobie taką sytuację. Duża spółka zatrudniająca kilka czy nawet kilkanaście tysięcy osób proponuje zmianę regulaminu wynagradzania pracowników lub chce zamrozić np. wypłaty z funduszu socjalnego. Firma argumentuje to np. trudną sytuacją na rynku i koniecznością zaciskania pasa. Swoją propozycję konsultuje z kilkoma działającymi w zakładzie związkami zawodowymi, które solidarnie uznają, że nowe zmiany są niekorzystne dla pracowników. Negocjacje trwają, ale obie strony nie potrafią dojść do porozumienia. Z sojuszu związkowego wyłamuje się jednak jeden mały, marginalny tak naprawdę związek skupiający np. kilkunastu pracowników, w tym, dajmy na to, kilku menedżerów niższego szczebla, kogoś z administracji, z działu kadr, asystentkę prezesa. Wystarczy, że będzie to dziesięć osób, które jako jedna organizacja związkowa poprą politykę firmy, a ta już będzie miała otwartą furtkę do przeprowadzenia proponowanych zmian, na których straci zdecydowana większość pracowników. Przy bezsilności pozostałych organizacji, bo gdy w firmie działa więcej związków zawodowych muszą być one jednomyślne.

– My nie musimy sobie wyobrażać takiej sytuacji. Doskonale znamy to zjawisko, kiedy jeden związek wyłamuje się ze wspólnego stanowiska pozostałych organizacji i daje pracodawcy możliwość wprowadzania zmian bez konieczności ich konsultacji – mówi nam Marek Lewandowski, rzecznik prasowy Komisji Krajowej NSZZ Solidarność.


Żółty, czyli jaki?


Związkowcy mówią wtedy, że ta mała z reguły organizacja to tzw. żółty związek, czyli taki, który częściej staje po stronie pracodawcy niż pracownika. Nierzadko taki żółty związek powstaje z inspiracji przełożonych, po to właśnie, by burzyć jedność związkowego środowiska podczas np. kluczowych negocjacji podwyżek płac, kiedy nawet na co dzień dalekie sobie ideowo organizacje (jak Solidarność i OPZZ) potrafią mówić jednym głosem. „Żółci” potrafią wtedy odwrócić sytuację przy stole negocjacyjnym i związać ręce pozostałym organizacjom.

Oczywiście powiedzieć wprost, że dany związek ma charakter fasadowy, inspirowany jest przez pracodawcę i "po cichu" działa w jego interesie, jest bardzo trudno, nawet jeśli związek zakładają zaufani ludzie zarządu. Taka organizacja działa legalnie, a w swoim statucie ma zapisane ochronę interesu pracowników. Decyzje o poparciu działań zarządu też potrafi zawsze argumentować, więc udowodnienie takim działaczom, że wspierają szefów, a nie załogę jest wręcz niemożliwe.

Mamy duże rozdrobnienie związków zawodowych, w niektórych firmach są one naprawdę poszatkowane, a każdy reprezentuje interesy np. innej grupy zawodowej. W takiej sytuacji łatwo o sprzeczność i wzajemne oskarżenia Andrzej Radzikowski

Dr Adam Mrozowicki z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Wrocławskiego, który naukowo zajmuje się związkami zawodowymi, mówi nam, że trzeba rozróżnić dwie kwestie. – Znane są przypadki, kiedy związki zawodowe ściśle współpracują z kierownictwem firmy, albo mają charakter menedżerski, przez co wpisują się w definicję żółtych związków zawodowych. Wydaje się jednak, że taka sytuacja jest marginalna. Częściej mamy jednak do czynienia z sytuacją, kiedy w danej firmie działa kilka związków i ten radykalny przykleja temu spolegliwemu etykietę tego tzw. żółtego związku – mówi nam dr Adam Mrozowicki.

W podobnym tonie wypowiada się Andrzej Radzikowski, wiceprzewodniczący Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych. – Temat jest złożony. Mamy duże rozdrobnienie związków zawodowych, w niektórych firmach są one naprawdę poszatkowane, a każdy reprezentuje interesy np. innej grupy zawodowej. W takiej sytuacji łatwo o sprzeczność i wzajemne oskarżenia, że skoro oni nie chcą tego, co my – to są żółtym związkiem – mówi nam Radzikowski. – Oczywiście mamy sygnały, że istnieją związki tworzone np. przez kadrę kierowniczą, które w negocjacjach bardziej skłaniają się do argumentów zarządu niż reszty pracowników, ale trudno udowodnić, że działają z inspiracji prezesów – dodaje.

Badań dotyczących tzw. żółtych związków zawodowych nikt w Polsce nie prowadzi. Swego czasu pisano o ich działalności w kontekście konfliktów (na linii pracodawca – organizacje związkowe) w oddziale międzynarodowego koncernu, który ma swoją fabrykę pod Warszawą, ale też w przypadku dużej sieci handlowej, powiatowego szpitala i państwowego monopolisty.

– U nas drugi związek pojawił się akurat w momencie, kiedy negocjowaliśmy kształt nowego regulaminu pracy i regulaminu wynagradzania, gdzie określone są zasady premiowania – mówi nam przedstawiciel jednego ze związków zawodowych działającego w państwowej instytucji.

Jego organizacja skupia prawie 2 tys. członków. Nowy związek – góra kilkadziesiąt osób. Na jego czele stoi wicedyrektor jednego z oddziałów urzędu. Dwie organizacje do tej pory nie mogły dojść do porozumienia i kierownictwo urzędu zapowiedziało, że wprowadzi regulamin właśnie ze względu na brak wspólnego stanowiska związków. Jeśli do tego dojdzie, związkowcom zostanie tylko droga sądowa. – Wtedy będzie już jednak pozamiatane – mówi nasz rozmówca i prosi o zachowanie anonimowości. Sprawa nie jest przesądzona, a związek tak naprawdę chciałby osiągnąć kompromis i uniknąć włóczenia się po sądach.


Poszatkowani


We wspomnianym wyżej urzędzie działają dwa związki zawodowe, co wydaje się wręcz komfortową sytuacją. Dużo więcej działaczy spotkać można w PKP, gdzie funkcjonuje kilkadziesiąt organizacji. – Niektóre to związki widma, właściwie trudno z nimi nawet znaleźć kontakt. Ale przy takim rozdrobnieniu trudno podjąć wspólną decyzję – mówi Stanisław Kokot z sekcji krajowej kolejarzy NSZZ Solidarność.

W przypadku Poczty Polskiej jest podobnie. Działa tam ponad 70 związków zawodowych, które mnożyły się po kolejnych reorganizacjach spółki. Bogumił Nowicki z pocztowej Solidarności mówi nam, że otwartego szkodnictwa mniejszych związków nie ma, ale takie poszatkowanie nie służy wypracowaniu wspólnego stanowiska np. w kwestii zakładowego układu zbiorowego pracy, nad którym ostatnio toczyły się negocjacje. Nowicki mówi nam, że dwie reprezentatywne organizacje związkowe – OPZZ i Solidarność – podpisały taki układ, co kilka mniejszych związków uznało za błąd. Związkowcy mieli też inne zdania w kwestii negocjowanych podwyżek płac. Jedni informowali, że osiągnęli porozumienie, a drudzy je dementowali.


Ostre spory i pluralizm


Obecna sytuacja to splot kilku zjawisk. Z jednej strony byliśmy świadkami ostrego, ideologicznego sporu między dwoma największymi związkami zawodowymi – Solidarnością i OPZZ. Obie organizacje dość jednoznacznie angażowały się w politykę, co w pewnym sensie przełożyło się na zainteresowanie w ogóle działalnością związkową. W przeprowadzonych w 2014 roku badaniach CBOS członkostwo w związkach zawodowych zadeklarowało sześciu na stu Polaków. W 1991 roku było to 19 proc.

Rozdrobnieniu służyły za to wprowadzone po 1989 roku regulacje prawne, które stworzyły przestrzeń dla związkowego pluralizmu. Z kręgów Solidarności i OPZZ zaczęły wyodrębniać się kolejne organizacje, a w zakładach pracy powstawały też małe, autonomiczne związki.

Jak czytamy w raporcie "W trosce o pracę" (Raport o Rozwoju Społecznym Polska 2004, Programu Narodów Zjednoczonych ds. Rozwoju) właśnie wtedy zarządy (firm – red.) "próbowały niekiedy same dyskretnie zakładać ulegle władzy, tzw. żółte związki, które miały za zadanie uniemożliwienie prowadzenia przez pozostałe związki jednolitej polityki. Praktyki te zostały do pewnego stopnia ukrócone w wyniku zmian regulacji ustalających zasady reprezentatywności związków. Jednak zdążyły istotnie obniżyć prestiż całego ruchu związkowego".

I nawet jeśli dziś pozycja związków jest lepsza niż wtedy, gdy powstawał cytowany wyżej raport, sporo jest jeszcze do poprawy.

– Przede wszystkim musimy skupić się na tym, żeby więcej pracowników należało do związków zawodowych. Po drugie, w zakładach pracy powinna obowiązywać transparentność prowadzonego dialogu. Żółte związki budują kapitał właśnie na rozmowach, które toczą się za zamkniętymi drzwiami. Trzeba to zmienić – mówi nam Grzegorz Sikora z Forum Związków Zawodowych.


Nowa ustawa po wyroku Trybunału


Tymczasem w ubiegłym tygodniu do konsultacji społecznych trafił projekt nowelizacji ustawy o związkach zawodowych. W świetle projektowanych przepisów osoby pracujące na podstawie umów cywilnoprawnych i tzw. osoby samozatrudnione będą miały prawo do zrzeszania się w związkach zawodowych. Przygotowana nowela przepisów to efekt wyroku Trybunału Konstytucyjnego, który w czerwcu 2015 roku orzekł, że takie osoby powinny mieć prawo wstępowania do związków. Przy okazji Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej podwyższyło tzw. próg reprezentatywności organizacji związkowych, co zdaniem np. Solidarności jest krokiem w kierunku ograniczenia m.in. wpływu tzw. żółtych związków.


żródło: onet.pl